Hobbit jest w mojej opinii najcienszym z trylogii. Tylko 2 czesc tak naprawde byla ok. Bitwa troche meczaca. Ale to moja osobista opinia.
Nie ogladalem wszystkich dodatkow ale widzialem i czytalem wywiady z Jacksonem, w ktorych przyznaje sie do tego, ze przez pierwsze poltora roku (sic!) przygotowan usilowali ogarnac spuscizne po Wielkiej Meksykanskiej Kupie Byka, zas ze zaczeli krecic bedac w czarnej dupie, bez rozpisanej dobrze historii, czy storyboardow. Z uwagi na wielkie halo, ktore w zwiazku z powrotem do ukochanego przez widzow Srodziemia, rozmachem, a nawet technikaliami przedsiewziecia, podkrecilo euforyczne oczekiwanie i przyjecie filmu przez widzow. Obejrzany ponownie na spokojnie robi raczej slabe wrazenie w porownaniu do wczesniejszej trylogii. Rozczarowujacy. Powtorze, ostatnia czesc mnie smiertelnie wymeczyla i wolalbym ja skrocic niz przedluzyc.
Wyszlo na to, ze bez wzgledu na to, czy druga czesc byla dobra, czy tylko "neutralna", nie pozostawila w mej pamieci skazy, co czyni ja IMHO najlepsza. Nie pisze tego z pozycji wkurwionego lukasyzacja dziela mistrza, fana,. Po prostu sie wynudzilem.
Martin Freeman i kilka akcji z krasnoludami przypadlo mi do gustu i tyle co moge powiedziec dobrego.