Być może lecz uważam, że firma która się "boi" krytyki nie będzie wiedziała jak poprawić się w przyszłości.
Tu nie chodzi chyba tylko o to czy się boi. Tu nie chodzi o strach. W biznesie nie ma takiego terminu. Nie popieram takich praktyk, z punktu widzenia konsumenta.
Jednak, skoro wszyscy dookoła tak robią i załóżmy, że połowa opinii to fikcja, to skoro firma A i B zatrudnia takich wspomagaczy, to sią rzeczy firmie C mogą spaść obroty, więc musi podążać za brzydkim trendem.
Wyobraź sobie taki przykład. Jest firma C, która robi wspaniały telewizor; nie psuje się, obraz dobrej jakości, wykonanie bez zarzutu, itp. Siłą rzeczy po jakimś czasie od wypuszczenia na rynek mają niezłą sprzedaż tego modelu. Kto się teraz "boi"? Konkurencja, firma B. Dostrzega to i zaczyna rozprowadzać nieprawdziwe opinie, ze ów tv jest do chrzanu, bo to, bo tamto. Sprzedaż się wyrównuje, wręcz spada firmie C i teraz "bać" zaczyna się firma C. Kółko się zamyka. To wielka machina. Oczywiście celowo przerysowałem przykład, ale wiemy o co chodzi. Dziś marketing jest brudny, obrzydliwy. Płacimy za to my, konsumenci.
Druga kwestia to chęć poprawy. Duże firmy nie będą się przejmować poprawą, nie będą słuchać klientów, nie mają na to czasu, chęci i nie będą wydawać kasy na zmianę polityki. Zdarza się to niezmiernie rzadko, może wtedy gdy na właściwe stanowisko trafia normalny człowiek, a nie typowy prezes. Słuchać klientów mogą najwyżej małe firmy, bo chcą wypłynąć. Na szczęście mamy (jeszcze) wybór.