Jak pisze Forest, dzieci nie sa winne, tylko rodzice. Nie "slysze" nawet prob uspokojenia przychowku, przeciez dziecko ktore ma obseszyn na punkcie rzucania,mozna posadzic na kocu, mozna przede wszystkim zmienic mu obuwie na bardziej miekkie chocby jesli biega, lub na kapcie z warstwa antyposlizgowa na podeszwie, jakie mial moj mlody np. Mozna tez powiedziec nie biegaj,nie skacz-dziecka sie w ten sposob nie unieszczesliwi. W wielu miejscach w necie ludzie skarza sie na terror z jakim spotykaja sie przez swoich sasiadow (bo muza, impry, balangi,klotnie), ale i przez wlasnie male dzieci. Jak sasiad imprezuje, to wzywasz policje i temat z wora, bo mandat kosztuje ze 2 setki, i co z tego,ze popsujesz sobie sąsiedzkie stosunki,skoro faktem „mania” cie w tyle sasiad już je wczesniej zepsul. Ale z dziecmi u nas to roznie bywa, bo,jak twierdza rodzice skoczkow i biegaczy, „za noge dziecka do kaloryfera nie przywiaze”, „dziecko tak ma ze biega i skacze,ma do tego prawo”, „jak się nie podoba, to do domku na wsi”. Polska to taka bananowa republika, co prawda w 2004 r. bezstresowo wychowujący parke dzieci ojciec zostal skazany przez sad za zakłócanie spokoju sasiadom,ale to ciagle ewenement niestety. W konsekwencji, ludzie nie chca wracac do swoich mieszkan po pracy,albo nie mogą w nich wytrzymac. I siedza na lekach czasem, jak ja, no bo co,na wlasnych sąsiadów doniesc? A gdyby sciezka byla krotka, to wystarczylby jeden telefon, jedna wizyta jakiegos smutnego pana, i raptem okazywaloby sie,ze oprocz biegania,skakania, turlania kulek, rzucania klockami po panelach albo kafelkach, sa jakies inne alernatywy zeby dziecko spedzilo czas.