Piłka nożna, streaming i piractwo. Może nadejść tsunami. Teraz musimy się zmienić, aby nie umrzeć.

kiki

Sklep audiovideo.com.pl
Pomagam

Piłka nożna, streaming i piractwo. Może nadejść tsunami. Teraz musimy się zmienić, aby nie umrzeć.​


Platformy streamingowe mogą mieć poważny problem: nietykalna walka z piractwem nie docenia rosnącego zagrożenia, jakim jest „piractwo osobiste”. Muzyka minęła nas już wraz z eksplozją peer-to-peer, która doprowadziła do zmiany modelu biznesowego w kierunku systemu zrównoważonego. A piractwo muzyczne stało się pozostałością.​


Szkody – według szacunków firm posiadających prawa do emisji treści – wynoszą miliony euro rocznie. Pieniądze, trafiają do kieszeni mafii i organizacji przestępczych, często bez świadomości użytkowników IPTV: znowu według raportu 34% użytkowników pirackich treści uważa, że zarządzający nielegalnymi platformami robią to „jako hobby”, podczas gdy wiadomo, że na szczycie piramidy platform IPTV często znajdują się nominaci, którzy działają w imieniu dużych organizacji przestępczych. Jednak ci, którzy oglądają treści nielegalnie, często nie są ani dziećmi, ani osobami niedoświadczonymi: badania rynku mówią, że są to głównie osoby z wysokim wykształceniem (absolwenci), a ponad 60% ma stabilną pracę. Krótko mówiąc, ludzie, którzy mogliby bardzo dobrze zapłacić za usługę, ale wolą tego nie robić.


Nowy dekret antypiracki: konkretne lekarstwo czy skomplikowana gorąca szmatka?


Zgodnie z nowym dekretem o zwalczaniu piractwa, który nadaje AGCOM nowe uprawnienia wykonawcze: Urząd może nakazać dostawcom usług, w tym dostawcom dostępu do sieci, zablokowanie dostępu do nielegalnie rozpowszechnianych treści w ciągu 30 minut, nie tylko poprzez zablokowanie rozpoznawania DNS nazw domen (co można by obejść poprzez zmianę DNS), ale także poprzez zablokowanie kierowania ruchu sieciowego na adresy IP przeznaczone wyłącznie do legalnych.


467ec3_calcio_thumb.jpg


Ustawa antypiracka przyjęta jednogłośnie. Sky: „Dzięki nowemu prawu walka ze zjawiskiem jest skuteczniejsza”​

To nie jedyny środek, który chcą wprowadzić: właściciele praw opierają się na raporcie Enders Analysis „ Piractwo sportowe: systemy płatności muszą zrobić więcej” podkreślając właśnie fakt, że firmy płatnicze nie stały się jeszcze aktywnym uczestnikiem powstrzymywania przepływów pieniężnych w kierunku nielegalnych platform. Gdyby IPTV były opłacane w bitcoinach lub kryptowalutach, piractwo prawdopodobnie ponownie stałoby się rynkiem niszowym. Kiedy z kolei piracką subskrypcję można opłacić PayPalem lub kartą PostePay, staje się ona dostępna dla każdego, nawet dla tych, którzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak przeliczyć kilkadziesiąt euro na Bitcoina lub czym jest Satoshi. Systemy płatnicze, takie jak Visa i Mastercard, wyjaśnia raport, nie weryfikują tożsamości swoich partnerów handlowych, nawet menedżerów pirackich stron, ale ograniczają się do zwiększania prowizji dla firm uważanych za „najbardziej zagrożone”.


Odwieczny pościg policjantów i złodziei​


Zadaliśmy sobie jednak pytanie: czy to wszystko wystarczy? Walka między tym, kto „piruje” treści, a tym, kto próbuje złapać piratów, toczy się od dziesięcioleci, od czasów kopiowania kaset wideo lub gier wideo, a następnie odsprzedawania ich na straganach lub wśród szkolnych ławek. Piraci kopiują treści, branża reaguje, zmieniając technologie i dodając metody zapobiegające kopiowaniu; piraci z kolei przestrzegają i kontynuują nielegalny handel. Dzieje się tak dlatego, że często ci, którzy działają nielegalnie, mogą wykorzystać zwinność i szybkość działania na swoją korzyść, podczas gdy ci, którzy muszą jakoś zabezpieczyć się oficjalnymi kanałami, mają czas, zarówno biurokratyczny, jak i techniczny, który ich spowalnia. Dekret antypiracki np. musiał przejść przez długi proces parlamentarny i dociera z długim czasem realizacji i wciąż bez wszelkich pewności technicznej wykonalności wdrożenia systemu bloków, które dostawcy będą musieli w jakiś sposób zintegrować ze swoją siecią. A z małymi dostawcami na stopie wojennej o obciążenia i obowiązki związane z wdrażaniem, które pozostawiłoby im prawo. Krótko mówiąc, słuchając pewnych wypowiedzi ówczesnych polityków, wydaje się, że jest to wyścig, w którym celebruje się wyprzedzanie zmęczonego konia, nie zdając sobie jednak sprawy, że świeży, młody, znacznie szybszy nadjeżdża i szybuje w kierunku mety. A z małymi dostawcami na stopie wojennej o obciążenia i obowiązki związane z wdrażaniem, które pozostawiłoby im prawo. Krótko mówiąc, słuchając pewnych wypowiedzi ówczesnych polityków, wydaje się, że jest to wyścig, w którym celebruje się wyprzedzanie zmęczonego konia, nie zdając sobie jednak sprawy, że świeży, młody, znacznie szybszy nadjeżdża i szybuje w kierunku mety. A z małymi dostawcami na stopie wojennej o obciążenia i obowiązki związane z wdrażaniem, które pozostawiłoby im prawo. Krótko mówiąc, słuchając pewnych wypowiedzi ówczesnych polityków, wydaje się, że jest to wyścig, w którym celebruje się wyprzedzanie zmęczonego konia, nie zdając sobie jednak sprawy, że świeży, młody, znacznie szybszy nadjeżdża i szybuje w kierunku mety.


257195_dazn_thumb.jpg


Powstała międzynarodowa grupa zadaniowa do walki z piractwem sportowym. DAZN jest również jego częścią​


Zmienia się paradygmat: baterie dekoderów zastępowane są bardziej „zwinnymi” formami


Aby uzyskać bardziej konkretny obraz sytuacji, staraliśmy się zrozumieć, co dzieje się w zaroślach pirackich, co zmieniło się w ostatnich latach i jak działają teraz piraci. Funkcjonowanie platformy IPTV nie jest skomplikowane: pirat (lepiej powiedzieć organizacja piracka) zarządza szeregiem serwerów skonfigurowanych do dystrybucji zdekodowanych kanałów. Kanały te można odbierać za pomocą zwykłego inteligentnego telewizora. I to nie przypadek, że wśród najczęściej pobieranych aplikacji na najlepiej sprzedające się dziś telewizory LG, Samsunga czy Sony znajdują się aplikacje do oglądania kanałów IPTV.

Zgłoszony „dziadek IPTV”: w wieku 70 lat zarządzał 1800 nieregularnymi abonamentami.​

Dostęp do pirackich streamów kosztuje znacznie mniej niż zwykły abonament i oczywiście jest mniej ograniczeń. Zysk to piramida złożona z menedżerów dostępu i sprzedawców, która wygląda bardzo podobnie do tego, czego półświatek używa do dystrybucji narkotyków. „Popychacze”, ostatnia gałąź organizacji, otrzymują procent od każdej sprzedanej pirackiej subskrypcji; Resztę zgarniają menedżerowie z wyższego szczebla. Wszystko bardzo „gładkie”, z wyjątkiem faktu, że korzystanie z tych systemów, a nawet samo ich używanie – nie będziemy o tym mówić nigdy – jest przestępstwem.


Ale skąd pochodzą przesyłane strumienie? Historycznie – widzieliśmy to kilka razy po serii nalotów Interpolu i działu oszustw informatycznych Guardia di Finanza – oficjalne subskrypcje były wystawiane frontmanom, często nawet nieświadomym tego, a w jakiejś piwnicy podłączonej do światłowodu znajdowały się stosy dekoderów, z których każdy był nastawiony na określony kanał.

ec7d1b_content_big_C_2_articolo_3221210_upiImagepp.jpeg

Stosy dekoderów, każdy dostrojony do określonego kanału.
Dekodery dekodowały strumień, który był następnie ponownie kodowany i wysyłany na serwer, a stamtąd przez Internet do różnych domów. Wszystkie serwery w chmurze, wynajmowane z dużych zagranicznych centrów danych, nad którymi włoskie władze walczą o jurysdykcję. Panele zarządzania są instalowane na tych serwerach z korzyścią dla małych sprzedawców, którzy mogą konfigurować swoje bukiety, a tym samym zarządzać bezpośrednio zarządzanym dostępem klientów.

Aby spróbować powstrzymać tę sprawę lub przynajmniej zrozumieć, które oficjalne subskrypcje generują piracki sygnał, znaleziono sposób nałożenia unikalnego numeru seryjnego, który identyfikuje subskrypcję źródłową, aby móc ją zablokować. Jak zwykle straż przed rabusiami, kolejny akt w ciągłym następstwie naruszeń i środków zaradczych.

Dziś sytuacja wciąż się zmienia: baterie dekodera nie są już potrzebne, ponieważ strumienie już istnieją w sieci i, jak na ironię, są to te same, które są transmitowane przez te same CDN-y legalnych platform. Oczywiście trzeba je rozszyfrować i właśnie w tym momencie toczy się dziś największa bitwa, jaką antypiractwo będzie musiało stoczyć: system, na którym opiera się legalny streaming, opiera się na dogmacie, że nie można tych strumieni otwierać nielegalnie. Zamiast tego ten dogmat upada.

Słabe oznaki zbliżającego się trzęsienia ziemi: nowe piractwo pije z oryginalnych źródeł​


W zeszłym miesiącu rozmawialiśmy o badaczu, który wielokrotnie próbował skontaktować się z dostawcami treści, ponieważ na Telegramie byli tacy, którzy sprzedawali pakiety kluczy DRM, aby uzyskać dostęp do najpopularniejszych serwisów streamingowych. Klucz DRM to nic innego jak klucz potrzebny do wyraźnego zobaczenia przepływów, które dostawcy przekazują swoim płacącym klientom, przepływów, które są oczywiście zaszyfrowane.

Śledziliśmy te ślady tygodniami, odkrywając kolosalny wymiar problemu. W rzeczywistości te kontakty wprowadziły nas w świat nowego piractwa, w którym dostęp do IPTV, aby było jasne nie jest już sprzedawany, ale bezpośredni dostęp do strumieni różnych usług IPTV.

Wróg numer jeden dla branży streamingowej ma dziś nazwę i właściciela: nazywa się Widevine i pochodzi od Google. Widevine to system DRM firmy Google, który chroni strumienie serwisów streamingowych do milionów urządzeń i jest to system, który w swojej najsłabszej wersji, opartej w całości na module oprogramowania (L3), od jakiegoś czasu psuje się .
Obecnie wszystkie usługi przesyłania strumieniowego, aby przesyłać treści do szerokiego grona odbiorców, a zatem nie wykluczając przestarzałych lub przestarzałych urządzeń, nadal korzystają z systemu DRM, który był zepsuty przez jakiś czas, trochę tak, jak uszkodzony został CSS płyt DVD (który w związku z tym można kopiować, choć nielegalnie).

Widevine L3 nie jest jedynym systemem, który został zhakowany: z powodu wady procesorów Qualcomm zhakowany został również Widevine L1, który chroni treści HD i 4K za pomocą sprzętowego modułu szyfrującego (L1). Można odnieść wrażenie, że podobnie jak w przypadku błędów typu zero-day, wiele luk w zabezpieczeniach DRM jest teraz w rękach tych, którzy chcieliby zarobić na tych lukach i którzy oczywiście nie reklamują ich zbyt często.

W każdym razie piraci mogą nie potrzebować ani PlayReady, ani Widevine L1: cała zawartość premium jest przesyłana strumieniowo ze wszystkich platform na świecie również przy użyciu Widevine L3, wrażliwe i już zhakowane, aby zapewnić maksymalną kompatybilność ze starszymi urządzeniami. W związku z tym telewizory IPTV nie muszą już nawet mieć stożka dekodera, używać pseudonimów itd., ale mogą pobierać strumienie bezpośrednio z serwera nadawcy, dekodować je i nielegalnie rozpowszechniać; lub nawet działać jako kopia w pamięci podręcznej, redystrybuując ten sam strumień bez zawracania sobie głowy ponownym kodowaniem. Wszystko to przez nielegalne opłacenie i wyrządzenie, oprócz szkód, nawet zniewagi: szkoda jest wyraźnie ekonomiczna, spowodowana przez piractwo w branży treści; żart polega na tym, że prawowity właściciel treści wydaje również pieniądze na infrastrukturę, przepustowość i CDN, aby zasilić ten ruch.

To nie przypadek, że przypadkowo nałożone na siebie kody nie pojawiają się już w wydarzeniach rozpowszechnianych za pośrednictwem nielegalnej telewizji IPTV: piractwo dzisiaj nie opiera się już na retransmisji opłaconego przez kogoś abonamentu, ale na dekodowaniu strumienia chronionego uszkodzonym DRM . Branża treści nie „śpi” i próbuje przestudiować środki zaradcze. Są one jednak złożone: CDN obsługujący treść nie może, przynajmniej na razie, rozpoznać, czy żądanie pochodzi od płacącego użytkownika, czy od pirata: klucz jest poprawny i to wystarczy.


Ryzyko nowej formy peer-to-peer


Istnieje jednak pewien paradoks: piractwo zarządzane na masową skalę przez podziemie jest łatwiejsze do przechwycenia i ścigania, o czym świadczą operacje demontażu przeprowadzone przez siły policyjne w ostatnich latach. Podczas gdy piractwo, które jest bardziej fragmentaryczne i dalekie od zysku, pozornie mniej poważne, jest z pewnością trudniejsze do powstrzymania. Szerzą się różne ruchy, mniej lub bardziej inspirowane Robin Hoodem, które nawet próbują wytłumaczyć pirackim użytkownikom, że każdy, kto płaci dziś za nielegalną usługę IPTV, jest głupcem, bo płaci za coś, co można mieć za darmo .

Dowodem są dziesiątki skryptów i paneli, które są udostępniane na zarezerwowanych forach: w ciągu kilkudziesięciu minut zdolny użytkownik może zainstalować panel, który pozwala zarządzać osobistym IPTV poprzez dekodowanie strumieni płatnej telewizji i innych nadawców sportowych (ale nie tylko) do oglądania w telewizji lub rozdania krewnym i przyjaciołom.

Dzisiaj wdrożenie operacji tego typu nie jest dla wszystkich, ale dotarcie do oprogramowania do zarządzania źródłami i kluczami, które identyfikuje nowe treści i wyodrębnia klucze, kojarząc je z „manifestem” treści, może być tylko kwestią czasu. W rezultacie użytkownicy podatni na piractwo mogą łatwo nielegalnie pobierać treści bezpośrednio z serwera płatnej telewizji, bez pośredników i, przynajmniej w teorii, będąc nie do odróżnienia od płacącego użytkownika.

Problem być może nawet większy niż samo piractwo: duże, nastawione na zysk organizacje pirackie nie mogą uniknąć bycia widocznymi, muszą reklamować swoją działalność i robią to w Telegramie i na portalach społecznościowych; trzeba im zapłacić i zarządzać panelami kontrolnymi dla setek tysięcy użytkowników, panelami, które trafiają na jakiś obcy serwer i które ze względu na zajętą przepustowość i generowane przepływy, dokładnie w korespondencji z najczęściej śledzonymi zdarzeniami, mogą wywołać różne dzwonki alarmowe dla operatorów telekomunikacyjnych, gdzie decydują się lub otrzymują polecenie współpracy. Wspólne działanie dekretu zatwierdzonego we Włoszech, proaktywne działanie operatorów telekomunikacyjnych i ewentualny ruch ze strony firm zarządzających płatnościami mogą naprawdę pomóc w powstrzymaniu tego zjawiska.

Ale co by się stało, gdyby te organizacje zostały wyparte przez rzesze użytkowników, którzy wykorzystując wady DRM zdołali zdobyć własne panele osobiste? Niewidoczne panele, które opierają się na przepływach usługodawców, tak jakby byli zwykłymi płacącymi klientami. Nie ma przepływu do zablokowania za pomocą dekretu antypirackiego, CDN usługi prawnej nie może zostać zablokowany, nie ma transakcji gospodarczej, nie ma nic, nie byłoby już nawet zaangażowania podziemia, tylko nielegalne użycie i straty ekonomiczne dla operatorów .Krótko mówiąc, wydaje się, że trzeba wehikułu czasu i wrócić do mrocznych czasów „peer-to-peer” piractwa muzycznego: nowy „eMule” płatnej telewizji może narodzić się w każdej chwili i nie możemy już przymykać oka, jak to robią niektórzy operatorzy, przynajmniej w oficjalnych oświadczeniach.

Miary konturu? Trudne do wdrożenia bez utraty milionów użytkowników

Według operatorów rynku transmisji strumieniowych, z którymi rozmawialiśmy w ostatnich tygodniach, od pewnego czasu pracują różne rodzaje rozwiązań, aby poradzić sobie z tym ogromnym problemem, problemem stworzonym przez samo Google, które nie wydaje się szczególnie zaniepokojone tym, że jego DRM zostało złamane, a luka jest aktywnie wykorzystywana. Dla Google rozwiązaniem jest porzucenie Widevine L3, który jest niepewny i przejście na Widevine L1, który, nawiasem mówiąc, również został przebity, ale wada występowała tylko na starych urządzeniach z procesorem Qualcomm, który jest już niedostępny na rynku. W rzeczywistości Google bardzo zwraca uwagę na klucze L1: jeśli zda sobie sprawę, że klucz jest używany nielegalnie, blokuje go i unieważnia. Dla operatorów nie jest to oczywiście możliwe, oznaczałoby to odcięcie setek tysięcy urządzeń na całym świecie i rezygnację z ogromnej części biznesu.

Jesteśmy w fazie stagnacji, kontroli: dopóki pewne rozwiązania pozostają niszowe, ponieważ są zbyt złożone (nie każdy instaluje panel napisany w PHP na maszynie z Linuksem), giganci streamingu postrzegają „osobistą IPTV” jako zło tolerowane i ograniczone, z pewnością mniejsze niż usunięcie milionów urządzeń z listy kompatybilności . Ale pytanie brzmi: jak długo potrwa, zanim te rozwiązania staną się głównym nurtem? Ile czasu zajmie rozwiązanie „pod klucz”, które zostanie zainstalowane na tablecie lub komputerze, aby oglądać cały sport za darmo, bez subskrypcji i bez płacenia? A przede wszystkim: czy nie istnieje nawet ryzyko, że nowy dekret piracki, komplikujący życie klasycznym IPTV, zadziała jak lont i uruchomi płomień tych nowych formuł?

Może to zająć rok, a może tydzień, to zawsze kwestia czasu. Na przykład w 2000 roku uważano, że programowanie kart inteligentnych do dekoderów to sprawa dla nielicznych, wykonywana tylko przez niewierne laboratoria, z których co miesiąc przynosi się własną kartę w celu dokonania niezbędnych aktualizacji. Zaprogramowanie pirackiej karty inteligentnej i aktualizacja kluczy deszyfrujących zajęło praktycznie każdemu zaledwie kilka tygodni. Pay TV próbował to bagatelizować, częściej zmieniać klucze, stawiać opór. Ale potem zostali zmuszeni do zmiany systemu dekodowania, porzucając Irdeto: nowa platforma, nowe dekodery, wszystko nowe. Początkowa strata pieniędzy i użytkowników wynikająca z tego odważnego wyboru została sowicie zrekompensowana w kolejnych latach.

Nadchodzą „przełomowe” zmiany: płatna telewizja musi zmienić swój model biznesowy. Jak już stało się z muzyką​


Jest to złożony scenariusz zaszczepiony w sytuacji, która nie jest korzystna: trwa aukcja na przydział praw Serie A na trzyletni okres 2024-2027, z przepaścią między Ligą a płatną telewizją, która jest obecnie fatalna. Drużyny Serie A uważają, że mistrzostwa mają ogólną wartość około jednego miliarda do 200 milionów rocznie; płatne telewizory wydają się, przynajmniej na razie, utrzymywać się na poziomie około połowy. Ponadto „pozorne” wzrosty postrzegane przez byłych użytkowników „smezzatore” i użytkowników ofert startowych są dodawane do wzrostów ekonomicznych, o których decydują platformy, przy czym stan relacji lojalności między użytkownikami a platformami jest najniższy w historii.

Oczywiste jest, że obawy o ewolucję kontekstu piractwa można przenieść także na grę o prawa, którą z pewnością przeżywa się z większą nerwowością. Wydaje się jednak, że problem ten może mieć nawet długoterminowe implikacje.

Od ekspertów ds. DRM i piractwa działających w Stanach Zjednoczonych usłyszeliśmy, że świat ciążący wokół Hollywood ma pewną świadomość potrzeby identyfikowania nowych metod, które nie komplikują życia użytkownikom i bronią interesów uprawnionych. W praktyce bylibyśmy u progu zmiany paradygmatu, trochę jak to, co wydarzyło się podczas przejścia od fizycznych dysków do płynnej muzyki. Pierwsza faza polegała na zamknięciu i ochronie, ale każda tama była regularnie niszczona, a piractwo i tak przelewało się. Systemy ochrony przed kopiowaniem zastosowano nawet do płyt audio CD, tylko po to, by później zweryfikować, czy te zabezpieczenia ostatecznie uniemożliwiły odtwarzanie oryginalnej płyty na niektórych odtwarzaczach CD: problem dla zwykłych nabywców, który był całkowicie przezroczysty dla piratów.



Muzyka wtedy całkowicie zmieniła swoją strategię, przechodząc z epoki zamknięcia do epoki uwarunkowanej otwartości. Napster, który był wrogiem numer jeden, stał się legalną płatną platformą, a za nią narodziły się Spotify, Deezer, Apple Music, Amazon Music i tak dalej. Reszty dokonała cena uznawana przez powszechne odczucie za adekwatną, totalna wygoda użytkowania, a przede wszystkim cały światowy katalog dostępny w ramach jednego abonamentu. Jeszcze kilka lat temu nie można było fotografować się na koncertach; dziś to artyści proszą o zrobienie go iw miarę możliwości udostępnienie go w sieciach społecznościowych, z odpowiednim hashtagiem. Wszystkie teledyski w królestwie są na YouTubie, na którym wytwórnie płytowe i artyści zbierają swoje udziały w dochodach z reklam.

Świat praw do wideo jest daleko w tyle: katalogi nie są interoperacyjne, wszystko opiera się na wyłącznościach. Wszystko wskazuje na to, że role platform i producenta treści będą musiały zostać rozdzielone: platformy będą musiały dystrybuować treści produkowane przez posiadaczy praw iw miarę możliwości powstrzymywać się od kosztownych produkcji własnych. Zwycięży platforma, która jest najlepsza w dystrybucji, z najlepszą aplikacją, największą stabilnością itd. Hipotezy stworzenia słynnego (ale wciąż bardzo abstrakcyjnego) kanału Lega opierają się na tej idei, gdzie finalnie produktem zajmą się ci, którym naprawdę zależy na utrzymaniu wartości, a dystrybucja powinna podążać wszystkimi możliwymi kanałami, streamingiem, a nie, poprzez zintegrowane czy punktualne serwisy. Ważne jest, aby dotrzeć do wszystkich potencjalnych klientów i łatwiej i szybciej zapisać się na subskrypcję niż szukać tego czy innego pirata „sgamo”. A zamiast tego, przynajmniej na następną aukcję, scenariusz wydaje się zmierzać w kierunku „gulasza”: wszystko wskazuje na to, że aby zobaczyć Serie A od sierpnia 2024 r., konieczne będzie wykupienie co najmniej trzech biletów okresowych, czyli najgorszego, co może spotkać użytkownika, nie tylko z ekonomicznego, ale i operacyjnego punktu widzenia. A syreny piractwa, tradycyjnie tylko z jedną łatwą „subskrypcją”, mogą stać się jeszcze bardziej atrakcyjne. przynajmniej na następną aukcję scenariusz wydaje się zmierzać w kierunku „gulasza”: wszystko wskazuje na to, że aby zobaczyć Serie A od sierpnia 2024 r., konieczne będzie wykupienie co najmniej trzech biletów okresowych, czyli najgorszego, co może spotkać użytkownika, nie tylko z ekonomicznego punktu widzenia, ale także z operacyjnego punktu widzenia. A syreny piractwa, tradycyjnie tylko z jedną łatwą „subskrypcją”, mogą stać się jeszcze bardziej atrakcyjne. przynajmniej na następną aukcję scenariusz wydaje się zmierzać w kierunku „gulasza”: wszystko wskazuje na to, że aby zobaczyć Serie A od sierpnia 2024 r., konieczne będzie wykupienie co najmniej trzech biletów okresowych, czyli najgorszego, co może spotkać użytkownika, nie tylko z ekonomicznego punktu widzenia, ale także z operacyjnego punktu widzenia. A syreny piractwa, tradycyjnie tylko z jedną łatwą „subskrypcją”, mogą stać się jeszcze bardziej atrakcyjne.


Ze Stanów Zjednoczonych nie widać więc oznak ożywienia: Disney i Netflix, żeby dać przykład, są w oku cyklonu, jeśli chodzi o giełdę i oczekiwania inwestorów. Tradycyjny biznes telewizyjny wyraźnie chyli się ku upadkowi, ale z drugiej strony streaming w obecnym modelu wydaje się daleki od generowania stabilnych zysków. Ponownie wszystko było dobrze, dopóki istniał Netflix. Kiedy pojawił się Disney+ i inni, a użytkowników poproszono o subskrypcję różnych usług, z których każda zawierała własną treść, okazało się, że model nie może być powielany w nieskończoność. Prawdopodobnie błędny jest model, zgodnie z którym każda platforma poza dystrybucją produkuje również własne treści do tworzenia ekskluzywnych treści. Świat muzyki nigdy się nad tym nie zastanawiał, poszła dalej i jest już dobrze. Po jakim czasie płatna telewizja dojdzie do tych samych wniosków?


Słynny aforyzm: „ Stary świat umiera. Nowy powoli się pojawia. I w tym rodzą się potwory” . A wrażenie jest takie, że czekając, aż świat PayTV znajdzie swój „nowy świat”, solidniejszy model biznesowy, naprawdę mogły się narodzić jakieś potwory.
dday
 
Do góry